Po zjedzeniu skromnego śniadania w hostelu, chleb, dżem, jogurt, płatki, wszystko rodzimej produkcji. Ruszam w miasto, nie wstawałem jakoś wcześnie, wszystko na luzie. Zresztą bardzo dobrze spało mi się w tubie. Po drodze na dworzec poprawiłem jeszcze czeburkiem, no co? Lubię zjeść ;) Przeszedłem obok muzeum Matki Teresy i skierowałem się do muzeum Miasta Skopje w dawnym dworcu kolejowym z zegarem który zatrzymał się podczas trzęsienia ziemi w 1963 roku. Oprócz mnie i jednego turysty, który wszedł przed chwilą nie było nikogo. Ochroniarz nie miał wydać bo miałem jakieś grube pieniądze i zgodził się na mniejszą kwotę, pewnie wziął sobie do kieszeni, a kto go tam sprawdzi. Ekspozycja raczej od lat nie zmieniana, za dużo do zobaczenia nie było. Jakoś doczłapałem się do Transporten Centar i znalazłem autobus nr. 25 trochę smieszny double-decker jak w Londynie z tym ze to chińska produkcja z tego co pamiętam Yutong. Autobus jedzie na Średnie Wodno w okolice dolnej stacji kolejki linowej. I tu się zdziwiłem przy próbie zakupu biletu kierowca powiedział mi, że przejazd jest bezpłatny. No dobra OK, nie będę się kłócił gratis słowo klucz. Na górze kolejka jeszcze nie działała, ale już sporo osób czekało na otwarcie, które nastąpił około 10 minut później. Bilet w dwie strony to 120MKD(9PLN). Góra liczy 1 066m n.p.m. także naprawdę sporo widać, jest tu też krzyż Milenijny, który w nocy jest podświetlony i widać go z prawie każdego miejsca w Skopje. Ja zdecydowałem się na na kilkugodzinny spacer górskimi ścieżkami, oczywiście po drodze znalazłem ambonę na której zjadłem zakupiony w sklepie prowiant i wypiłem czerwone wino, na serce ;) Chyba jakoś tak mi zleciał cały dzień, pamiętam, że po powrocie do miasta znalazłem w pobliżu mojego hostelu przyjemną okolicę przypominającą mi Saską Kępę w Warszawie. Sporo kawiarni, knajpek, barów, restauracji ze świetnym jedzeniem i klimatem...