Kolejnego dnia wybieramy się do miasta przez które, przejeżdżaliśmy dzień wcześniej w drodze do Dżalalabadu czyli Ozgonu. Z dworca autobusowego trzeba wsiąść w marszrutkę numer 301, bilet kosztuje 50KGS. Miasto nie za duże, około 50 tysięcy mieszkańców, szóste co do wielkości. Ale za to bardzo mi się podobało, jakże inaczej niż wczoraj. Mauzoleum Karachanidzkie z XII wieku z minaretem znacznie ładniejszym niż Burana to główny punkt programu. Niestety nie zapisałem ceny biletu, ale myślę, że było to w granicach 60-80KGS, nie więcej. Samo Mauzoleum w remoncie, zadaszone i z rusztowaniami więc na zdjęciach nie wygląda tak okazale. W środku też nic ciekawego nie znajdujemy. Ciekawa jest za to panorama z widokiem na ośnieżone szczyty które pierwotnie brałem za chmury. Oraz widok na dolinę i rzekę Kara-darię. Ciekawe za to było spotkanie a jak z Francuzami, normalnie misssion imposible. W sumie fajnie, bo podpowiedzieli nam by udać się na targ zwierząt. I tam kierujemy z Paulą nasze kroki. Z centrum miasta przy urzędzie z pomnikiem i wozem opancerzonym trzeba wziąć marszrutkę 102 za 10KGS i powiedzieć, ze na Mal bazar się chce dojechać, wtedy kierowca się zatrzyma przy pewnym sklepie za rzeką. Na bazar lepiej wybrać się w godzinach porannych, gdyż było własnie po 13 a bazar już prawie się zwinął. No cóż pozostają nam lody śmietankowe na patyku, wyjątkowo smaczne. Do centrum wracaliśmy tym samym busem z tym samym kierowcą. Tutejszy bazar tez był jakiś taki fajniejszy, taki gwarny, częściowo rozstawiony na torach. Zrobiliśmy tu nawet używkowe zakupy i zjedliśmy smaczny obiad w jednej z jadłodajni. Do Osz wracaliśmy, prywatnym autem złapanym na stopa bo ponoć marszrutki już nie chodziły. Może i to prawda bo sporo osób mówiło nam to samo.