Nie wiem jak dojechaliśmy do Lwowa, bo droga to koszmar łaciata i pełna dziur. W mieście też nie lepiej pseudo-asfalt na przemian z kocimi łbami i granitową kostką. Sygnalizacja świetlna jak również "zebra" nie są potrzebne, każdy robi co chce i kiedy chce. Gdy wchodzisz na jezdnię musisz uważać na szalonych kierowców wołg, ład i marszrutek.
Spaliśmy w hotelu Lviv, stary komunistyczny moloch pamiętający czasy Breżniewa, pokój również go pamiętał ponieważ poza 2 nowymi łóżkami, 2 kompletami pościeli i 2 zasłonkami reszta to antyki, łazienka tragedia nie będę opisywał bo strach się bać.
Dodam, że jak na tak tanie miasto cena za ten pokój była zbyt wygórowana!
Miasto zaniedbane. Mnóstwo kontrastów, parę odrestaurowanych kamienic i dziesiątki rozsypujących się. Widać, że od odzyskania niepodległości za dużo nie było tu robione. Po mieście suną zdezelowane wąskotorowe tramwaje, w którym siedzi "babcia klozetowa" i sprzedaje bilety, uwaga tylko: 50 kopiejek za przejazd. Ładnym miejscem jest rynek z ratuszem, znajduje się tutaj w czarnej kamienicy (bo elewacja jest dosłownie czarna) Muzeum Historii Lwowa. Trzeba odwiedzić bo to także nasza historia, nie trzeba znać ukraińskiego, jest tu mnóstwo wycinków z polskich przedwojennych gazet.
Pojechać musicie jeszcze na Cmentarz Łyczakowski (Orląt Lwowskich), weźcie taxiarza najlepiej czarną wołgę opłata 20 hrywien, gdziekolwiek byście zmierzali. Cmentarz jest zadbany, odrestaurowany, płaci się za wejściówkę. Na większości nagrobków widnieją polskie nazwiska, na samym końcu znajdziemy groby polskich (jak i francuskich, amerykańskich) żołnierzy poległych w walce za naszą ojczyznę.
Moim zdaniem najfajniejszym miejscem we Lwowie jest Kopiec Unii Lubelskiej. Wspinaczka jest męcząca bo to aż 413 m n.p.m ale gdy dotrzemy na szczyt męki rekompensuje nam wspaniały widok na miasto i okolicę.
Jak człowiek zwiedza to się męczy, a jak się meczy to jest głodny. Dobrym tanim lokalem z tradycyjną kuchnią ukraińską jest restauracja "u pani Stefy". Spróbujcie garnuszka hucylskiego, pielmieni i borszu mniam. Dla mniej wymagających polecam pizzerię (bardzo tanią) która się mieści obok pomnika Nikifora, oprócz pizzy dostaniecie tam inne fasfoody oraz litrowy kufel piwa za jedyne (uwaga!) 7 hrywien!!
Ciekawostka: Kupić alkohol można tu wszędzie my zrobiliśmy zakupy na targowisku w blaszanej budzie. Oprócz tego piwo kupić można w każdym kiosku, namiocie, czy z polówki, gdzie koncesja?? ;-) Picie alkoholu w miejscu publicznym?? chyba można, wszyscy chodzą z browarem w ręku, milicja nie reaguje! ;-)
Nadszedł czas wyjazdu, tramwajem nr:1 z pod naszego hotelu udajemy się na dworzec kolejowy i tu szok. Bardziej Warszawa Centralna by tu pasowała niż ten piękny budynek. To samo w środku i na peronach czysto i schludnie. Jedynie pociąg widmo z zombi uświadamiał nas gdzie jesteśmy. Po godzinie znaleźliśmy wreszcie marszrutkę jadącą do granicy. Wysiadając wypuściłem torbę z ręki tłukąc 0,5. Przesiąkły prawie wszystkie ubrania. Tak jak pisał ziom Alan na swoim geoblogu, jeśli ktoś widział dwóch łosi suszących ubrania na ławkach na dworcu kolejowym w Przemyślu koło godziny 23, to byliśmy my!