Piątego dnia w San Francisco udajemy się do... a to nie ta bajka. Tak więc wstajemy rano bo napięty grafik jest, śniadanie, aparat, wypad. Jedziemy metrem na Cais do Sodre duży węzeł komunikacyjny, metro, autobusy, kolej i promy. My udajemy się do tego ostatniego czyli na prom. Bilet do Almady na drugi brzeg Tagu w 2 strony 1,70EUR. Promy odpływają co chwilę więc długo nie trzeba czekać, czas podróży 10min. Po drugiej stronie wysiadamy wprost na kolejnym dworcu. Są tu tramwaje, a dookoła nich mnóstwo miejskich autobusów. Wybieramy ten o numerze 101, bilet kupujemy u kierowcy, można kupić od razu w 2 strony, nie pamiętam dokładnie ceny ale około 2EUR/os. Autobus jedzie najpierw przez miasteczko krętymi ulicami cały czas pod górę by w końcu wyjechać z zabudowań na trawiasty płaskowyż, czas podróży 15min. W Rio de Janeiro wszystko jest ogromne, ogromny jest też... ha to też nie ta bajka. Ale tak, ogromny pomnik Cristo Rei stoi na wzgórzu, zresztą wzorowany na tym z Brazylii. Wysokość całego obiektu to 110 metrów, w środku znajduje się winda która zabierze nas na taras widokowy. My nie skorzystaliśmy z dołu widoki są równie zachwycające, a w całej Lizbonie takich punktów nie brakuje. Na zewnątrz u stóp pomnika widzimy Ponte 25 de Abril łudząco podobny do Golden Gate w San Francisco, posiada 6 pasów jezdni w każdym kierunku a ponoć i tak stanowi najwęższe gardło komunikacyjne Lizbony. Oczywiście z tego miejsca widzimy też Lizbonę w całej swej krasie od Mostu Vasco da Gama na wschodzie po dzielnicę Belem na zachodzie do której zaraz się udamy. Wracamy na przystań. Ahoj marynarze! ;D