W czwartek byliśmy cały dzień w odwrocie, najpierw marszrutka do Lwowa. Niestety nie odchodzą spod dworca kolejowego w Stanisławowie tylko z drugiego dworca za rzeką ale kto wiedział? Ale jak to na Ukrainie wszystko można załatwić, pani instytucja na krzesełku z kartami sim, telefonami i rozmowami na sprzedaż wykonał jedną rozmowę i załatwiła nam przejazd, oprócz nas doszły jeszcze 3 osoby. Na marszrutkę nie czekaliśmy dłużej niż 15 minut. Żarka konkretna, a w busiku bez klimatyzacji jeszcze gorzej, aż się cukierki rozpuściły w plecaku. We Lwowie mieliśmy szczęście szybka przesiadka na Szeginie i lecimy w stronę granicy. Granice pokonujemy ekspresem jestem w szoku. Okazało się, że przekroczyliśmy limity na papierosy zamiast wziąć jedynie dwie paczki, wzięliśmy trzy. Celnik machnął ręką przecież widział, że my nie mrówki a turyści. Farta też mieliśmy, bo od razu odjeżdżał autobus do centrum. A w centrum sprint do pociągu mieliśmy 4 minuty, zdążyliśmy! Bilety na pociąg kupiliśmy u konduktora a bilety do Warszawy w internecie. To była walka z czasem, jakbym nie zdążył na ten pociąg to zamiast z Rzeszowa jechać 18:30 musiałbym czekać do 23:30! W Rzeszowie ogarniamy po zapiekance i dwóch leżajska a potem do autobusu!