http://english.ctrip.com
Na powyższej stronie internetowej sprawdziłem odjazdy pociągów i okazało się, że najwięcej pociągów praktycznie co 15 minut, odjeżdża z dworca Hongqiao. A ten dworzec jest całkiem relatywnie blisko naszego hostelu. Stronę internetową, którą podałem warto zapamiętać, jest przydatna podczas podróży po Chinach. Na tej stronie będąc jeszcze w Polsce kupowałem np. bilety na loty krajowe.
Cena biletu w jedną stronę tyle co poprzednio czyli 39,50CNY(22PLN). W pociągu mama zagaduje dwie polki Martę i jej mamą które towarzyszą nam aż do Pagody Beisita. No do dopiero jest babiniec! Pagoda jest otwarta więc to i tak jest sukces, podwójny bo jest za darmo i nie trzeba płacić. Jest tu wspomniana wcześniej pagoda, kilka pawilonów, małe jeziorko, herbaciarnia, kilka mostków i altanki do tego figurki smoków i żółwi, które są symbolem długowieczności. Jedna dziewczyna w żółtej sukience przykuła naszą uwagę na tyle, że Marika złapała ją za rękę i powiedziała choć do nas. A wszystko po to by zrobić sobie z nią zdjęcie, wyglądała nie przeciętnie trochę jak z japońskich komiksów. Jej współtowarzysze dziwnie się patrzyli, czyżby uważali, ze chcemy ją porwać? Doszło nawet do wymiany e-maili, i pokazu zdjęć, nie wiedzieć czemu "Miffi" chciała koniecznie zobaczyć śnieg, a że w takiej scenerii parę fotek na smartphonie miałem to ujrzała Polski śnieg. Mało tego nawet nas przepraszała, że w Polsce nie była, no szok w trampkach.
Później się już rozdzieliliśmy z nowymi towarzyszkami. Udaliśmy się do Muzeum Jedwabiu, które to okazało się także bezpłatne. Muzeum bardzo ciekawe bo oprócz zarysu historycznego całej produkcji tkaniny, gablot z zabytkowymi strojami, wachlarzami i innymi przepięknymi przedmiotami był też kącik dydaktyczny gdzie można było zobaczyć i dotknąć larwy jedwabników, zobaczyć je w różnych formach przepoczwarzenia. W Patio rosły drzewka morwy, bo morwa to to co jedwabniki lubią najbardziej. Były też tabliczki z nazwami krajów w tym naszego a chodnik z bruku granitowego w kształcie Europy, miły akcent, doceniam to. Jakby tego było mało w jednej z sal z zabytkową maszyną do tkania pracownice muzeum tkały na żywo materiał. Strasznie się jedna denerwowała jak ktoś robił zdjęcia, na szczęście mojego obiektywu nie zauważyła. A w ogóle Suzhou to takie zagłębie jedwabne, taka jedwabna dolina, taka Chińska Łódź.
http://www.szsilkmuseum.com/
Po opuszczeniu muzeum na pobliskim skrzyżowaniu zaczęliśmy konkretne negocjacje z rikszarzami ale to nie dało konkretnego efektu ze względu na barierę językową i brak chęci opuszczenia za usługę paru juanów. Tak postanowiliśmy skorzystać z metra za które zapłaciliśmy tylko 3CNY(1,70PLN) od osoby i wylądowaliśmy prawie na miejscu. Metro zdecydowanie nowsze niż w Szanghaju, chyba wybudowali wczoraj w nocy! Scenic spot czyli malownicze miejsce tak tłumaczą to Chińczycy na wszystkich tabliczkach. A konkretnie chodzi o Panmen, czyli kolejny konkretny ogród i kolejna konkretna pagoda i pagoda i tylko te pagody. Spore jeziorko z milionem złotych rybek, ze dwa wodospady, dziesiątki mostków i mosteczków i innych pawilonów. Przy okazji były tu jakieś próby do jakiegoś wydarzenia, była scena przy jeziorku, masa krzesełek, publiczności itp. Aha oczywiście tu trzeba było kupić bilet a przyjemność ta kosztowała 40CNY(22PLN).
Na uliczce pod Panmenem zjedliśmy jeszcze kolację bo każdy z nas już był głodny. Nasze Vege Woman czyli moja mama i Paula wzięły jakieś dwa rodzaje tofu. Podebrałem im odrobinę i powiem tak jakby mi tak tofu w Polsce przyrządzali to mogę go jeść częściej! I to by było na dzisiaj tyle.