Trzeciego dnia plan na najbliższe godziny był taki by odwiedzić stadion smoka czyli Estádio do Dragão. Liczyliśmy na to, że jakiś mecz w trakcie naszego pobytu będzie rozgrywany i go obejrzymy no ale akurat się nie udało. Nic straconego, za 15€ można zwiedzić Muzeum FC Porto oraz zajrzeć w zakamarki stadionu. Było po 12 zaczęliśmy od muzeum, na 14 mamy wejście na stadion. Muzeum genialne, interaktywne, kawał dobrej roboty, tak się zasiedzieliśmy, że trzeba było pod koniec przyspieszyć. Wchodzimy na stadion z przewodnikiem i ochroną, pod żadnym względem nie można stawać na trawę jest tylko jedno miejsce w którym można to zrobić.Odwiedzamy loże VIP, można usiąść w fotelu nr.22 na miejscu prezydenta. Zwiedzamy także inne pomieszczenia jak Salę Prasową i szatnię.
FC Porto
http://www.fcporto.pt/en/Pages/fc-porto.aspx
Dopiero się dla nas dzień ledwo zaczął a już 15, wracamy na Bolhão. Rua de Santa Catarina w okolicach stacji metra wyłączona z ruchu, gwarna ulica a przy niej Majestic Café drogo ale wypić kawę w zabytku? bezcenne. Kolejny klimatyczny sklep w stylu kolonialnym to A Pérola Do Bolhão warto zajrzeć, nie tylko po zakupy. Mercado do Bolhão to typowy bazar ale ukryty między kamienicami, znajdziemy tu wszystko. Kupimy pamiątki, alkohol, warzywa i owoce, mięso, ryby, kwiaty, rzemiosło a nawet zjemy obiad. Idąc w kierunku Placu Lizbońskiego zachodzimy na obiad, ale mamy dość Francesinhy. Trzeba myśleć o linii i zamówiłem coś co okazało się schabowym z kością, chociaż Kurek był lepszy bo dostał Salsicha Silesiana, tak ŚLĄSKĄ KIEŁBASĘ! Na szczęście spróbowaliśmy kapusto-ziemniaczanej zupy Caldo Verde, rachunek 12€. Po objedzie zaszliśmy do A Vida Portuguesa fajny sklep w starej kamienicy z drewnianymi schodami, można tu kupić fajne rzeczy prezenty dla rodziny bądź dla siebie jak kto woli. Dwie kamienice dalej kultowa księgarnia Lello & Irmão otwarta w 1869! roku. Wejście płatne, nie weszliśmy, teraz żałuję bo The Guardian nazwał Lello trzecią najpiękniejszą księgarnią na świecie. Już chyba wiem dlaczego J.K. Rowling napisał Henryka Portiera. Zrobiliśmy jeszcze rundkę wokół uniwersytetu a następnie poszliśmy na piwo...
Ostatniego dnia przed wylotem skoczyliśmy jeszcze do Katedry Sé do Porto. Ogromna, bo to świątynia obronna o potężnych i wysokich murach. Samą Katedrę zwiedzić można bezpłatnie, by zobaczyć inne wnętrza trzeba kupić bilet 3€. Jak to w różnych turystycznych miejscach bywa ktoś oferuję Ci fotkę byś potem mógł ją kupić. Do zobaczenia jest np. prezbiterium, krużganki, kaplica św. Wincenta oraz mnóstwo ścian pokrytych błękitnymi płytkami azulejos. No i rzeczywiście studenciaki za fotkę chcieli 10€. Samej bym nie wziął ale to był zestaw fotka + fajny album z najważniejszymi zabytkami Porto + płytka DVD z fado i 2 zakładki do książek, moim zdaniem warto. Potem poszliśmy wąskimi uliczkami ostro w dół do kolejnego Kościoła Igreja de São Francisco, otwarty dla zwiedzających i używany do celów kulturalnych, ale nie do celów religijnych. Bilet wstępu 3,50€ uprawnia do wstępu do Kościoła, Muzeum, oraz do Katakumb. Wnętrza przebogate rokoko, a przy drewnianych rzeźbach i płaskorzeźbach pokrywających ściany i sufit to ktoś się musiał nieźle napracować. W Katakumbach znajduje się osuarium z setkami ludzkich kości.
Potem udaliśmy się na Ribeirę posiedzieć nad rzeką, ale lepiej przepłynąć się po niej. O rejsie pisałem we wcześniejszym w wpisie Vila Nova de Gaia. I jakoś tak nam minął już ten dzień między jednym a drugim kieliszkiem Porto.
Następnego dnia wstaliśmy wcześnie, zostawiliśmy klucze w recepcji, złapaliśmy metro na lotnisko. Lecimy do Luton w UK, przy kontroli paszportowej facet koniecznie chciał się dowiedzieć kiedy i jak trafiliśmy do Portugalii. Mówię, że przylecieliśmy ze strefy Schengen, poprosił jeszcze o okazanie karty pokładowej i w końcu puścił. Mój pierwszy lot easyJetem, całkiem fajnie było.
GVA>OPO>LTN 111PLN/os. easyJet
(wykorzystany tylko odcinek OPO>LTN)