Do Matosinhos poszliśmy brzegiem Oceanu z Passeio Alegre gdzie dojechaliśmy zabytkowym tramwajem linii 1. Pogoda była idealna na spacer i na butelkę białego Porto Cruz, oj dobra 2 butelki. Matosinhos jest klimatyczne, spokojne i wyluzowane. Kochają je surferzy za miękki piasek i dobre fale, jest szkoła surfowania. Dużo ludzi biega, też chętnie bym pobiegał tylko strój i buty zostały w Polsce. Można też po prostu usiąść na szerokiej plaży i obserwować co się dzieje dookoła. Na ulicy Rua Heróis de França (okolice portu) warto zjeść świeżą grillowaną rybę prosto z oceanu. Przed powrotem zachodzimy do lidla ceny nieco niższe niż w Pingo Doce w centrum. Wracamy do Porto metrem niebieską linią A. Przepłacamy za bilet, kupujemy bilet w taryfie z4 zamiast z3, zapomniałem zmienić w menu. Po powrocie już po 20 udaliśmy się na kolację do Bufete Fase, wygrywał kilka lat z rzędu nagrodę za najlepszą Francesinhe w mieście. Pomimo tego, że było to dość daleko (Rua de Santa Catarina 1147), to powiem wam że warto było, 12€ z napiwkiem.