Koło dziesiątej (już sam nie wiem, wyspany czy nie) ruszamy w miasto. Na stacji metra kupujemy 24 godzinne bilety, to wydatek 55HKD(+-27PLN). Z Tsim Sha Tsui jedziemy tylko 2 stacje do Central na Wyspę Hongkong.
http://www.mtr.com.hk/en/customer/tickets/day_pass_tourist.html
Ból karku murowany, w zasadzie głowa cały czas do góry. A co ja widzę co ja pacze, co ja myślę, Warszawa to jakaś wichura! No generalnie nie tylko w Polsce ale i w Europie jesteśmy 100 lat za Chińczykami. Ogromne drapacze chmur, potoki ludzi choć nie jest jakoś mega tłoczno. Wszędzie pełno kładek i chodników podwieszonych nad ziemią, przechodzą często nawet przez galerie handlowe, biurowce a nawet hotele, świetna organizacja ruchu pieszego. Pstrykamy fotki jak opętani, budynki nam się w obiektywach nie mieszczą. Idziemy, do Central Piers rzucić okiem na Kowloon. Następnie promenadą obok wielkiego młyna do dzielnicy rządowej w okolice Admirality gdzie studenci rozbili miasteczko namiotowe w proteście tzw. Umbrella Movement (ruch parasolowy). Wprowadzono niedemokratyczne wybory, poprzez wyłonienie kandydatów(2-3) wybranych przez komitet nominacyjny podlegający rządowi w Pekinie. Młodzi i nie tylko ludzie okupują główne ulice, siedzą, uczą się, tworzą, odpoczywają, jedzą, rozmawiają, to ich walka, powodzenia. Nasz cel to oczywiście The Peak, ale po drodze znajdujemy bardzo przyjemny Cheung Kong Park z Katedrą Św. Jana. Mówiąc o katedrze myślę od razu o ogromnej świątyni, a ta jest dość mała i kameralna. W dodatku przytłaczają ją sąsiednie wystrzelone w niebo Bank of China, Citi i HSBC. Po dzielnicy Central śmigają piętrowe autobusy i zabytkowe piętrowe tramwaje, nigdzie indziej takich nie widziałem. Wszystko jest dobrze oznaczone w języku "krzaczkowym" chińskim oraz angielskim. Łatwo odnajdujemy stację tramwaju na Wzgórze Wiktorii, kolejka do kasy dość spora ale o zmierzchu bywają znacznie dłuższe. Cena biletu Sky Pass w dwie strony + taras widokowy to koszt 83HKD(+-40PLN), ścisk w wagoniku gratis.
http://www.thepeak.com.hk/en/5_5_6.asp
Panorama z tarasu miażdży, szczęka opada, jest niesamowita, można patrzeć godzinami,. Absolutne "must do" in HK!! Zresztą sami popatrzcie na zdjęcia. Trochę zgłodniałem i przed obiadem strzeliłem sobie rybne kuleczki w curry całkiem smaczne i bardzo gorące. Na zjazd ze wzgórza czekaliśmy znacznie dłużej, zapewne dlatego, że zaczęło kropić i tłumy zarządziły odwrót zresztą tak jak my.
Zaczyna się ściemniać, Queen's Road zaczyna świecić jak miliony monet, witryny ekskluzywnych sklepów, neony, tablice led i ekrany. Ludzi jak mrówek podążają w każdym kierunku. My za to lecimy na Central Mid-Levels w okolice Escalatora, jest tam sporo knajpek i budek z jedzeniem. Na obiad biorę miskę noodli z wołowiną i dim sumy ze szczypiorkiem maczane w pysznym sosie sojowym, a do tego herbatę. Wszystko zjadam za pomocą pałeczek w końcu trzeba ćwiczyć. Bardzo śmieszna była wąska ulica między dwoma wieżowcami, uliczne kuchnie w budkach plastikowe stoliki i krzesełka, przy nich mnóstwo lokalsów nawet tych w garniturach, jedli, pili, rozmawiali, cieszyli się życiem. Z kuchni buchał ogień i para, brzdąkały naczynia, zapachy przenikały powietrze, atmosfera super, a jedzenie jeszcze smaczniejsze.
Po objedzie ruszamy w górę wzgórza, ale nie spalimy kalorii których przed chwilą zjedliśmy. Użyjemy czegoś naprawdę fajnego, wspomnianego wcześniej Escalatora. Zewnętrzny system schodów ruchomych, najdłuższy na świecie. Dojazd do końca trwa z 20 minut, po drodze mijamy Soho z licznymi barami oraz restauracjami. Co przecznice są wyjścia także można dostać się tam gdzie człowiek potrzebuje. Ciekawostką jest, że schody działają na dół od 6-10 z kolei do góry w godzinach 10:30-24. Później musimy schodzić niestety już z buta, bierzemy metro i lecimy na Causeway Bay.
Causeway Bay to miejsce o niezliczonej ilości galerii handlowych i domów towarowych, ale nie takich jak w Polsce talko takich 10-11 piętrowych. Do tego kilka ulicznych marketów, mnóstwo butików, sklepów z elektroniką, wszystko czego chcesz. Jeśli rano mówiłem, że na ulicy nie było tłoczno to tu teraz jest po prostu mrowisko. A pomimo iż słońce zaszło kilka godzin temu jest tu jasno jak w dzień a może nawet bardziej.
Przed powrotem do hostelu postanawiamy skoczyć jeszcze na Mong Kok, dzielnica rozrywkowo-handlowa, ponoć najbardziej ruchliwa na świecie. Mieszka tu 130 000 osób/km²! i to widać na ulicy. Jak wspomniałem dzielnica rozrywkowa a jest tu mnóstwo restauracji głownie fast food, barów, klubów nocnych, salonów masażu ;) itp. Wszędzie pełno neonów, reklam, krzaczków, było bardzo kolorowo i klimatycznie. Na dodatek jest tu kolejne miasteczko namiotowe, nawet coś się działo było mnóstwo Policji, całkiem pokaźna grupa studentów blokowała skrzyżowanie kręcąc się w kółko pokrzykując co chwila.