W HKG lądujemy 20:15, no i powiem wam że trzy tygodnie później nie jest już tak ciepło, jest rześko trzeba koniecznie założyć coś długiego. To szok po gorącym jak piekło Bangkoku. Łapiemy jak poprzednio autobus A21, 33HKD(16PLN), tym razem wysiadamy na przystanku Nathan Hotel. Tai An Guest House, w Alhambra Building znaleźliśmy nadzwyczajnie szybko. Okazało się, że został tylko pokój z podwójnym łóżkiem. Chińczyk zmienił nam więc lokalizację o blok dalej, blok był nieciekawy, klatka i winda jak z horrorów, pokoik klaustrofobiczny standardowo, ale trudno to ostatnie dwie noce. 900HKD(411PLN)/2noce/2os. Miejsce było super bo klatka centralnie wychodziła na Temple Street Night Market, daleko na zakupy nie mieliśmy. Coś z Czerwonej dzielnicy też było, panie w kusych spódniczkach podpierały ściany. Generalnie to już w windzie można było dostać propozycję masażu ;)
13 grudnia
Następnego dnia udajemy się do dzielnicy Sha Tin, stacja metra o tej samej nazwie. Kilkaset metrów dalej (15minut piechotą) na wzgórzu stoi Klasztor Dziesięciu Tysięcy Buddów, prowadzi do niego kręta droga wśród zieleni a towarzyszą nam kiczowate złote posążki Buddy. Nie liczyłem ale jest ich dużo, bardzo duży i być może nawet te tytułowe 10,000. Jest tu klasztor, główna świątynia, dwie pagody, kilka kapliczek. Z tarasów rozpościera się przyjemny widok na okolicę i góry. Wybraliśmy jeszcze jedno miejsce do odwiedzenia, pojechaliśmy na stację metra Fanling. Tam kilka dim sum na obiad i bardzo tanie Sushi, w Polsce za tą cenę można tylko pomarzyć o takich smakołykach. Za cel obraliśmy osady otoczone murami, zaczynamy od Pawilonu Przodków i szlakiem dziedzictw odwiedzamy kilka z pięciu osad. Generalnie nic tam nie ma, mieszkają tam normalni ludzie w normalnych domach, ale atmosferę czasów przed kolonialnych można poczuć.
Wieczorem a w zasadzie to chyba już druga w nocy była, skoczyliśmy na Aleje Gwiazd wzdłuż nabrzeża za hotelem Coninental, rozpoznałem trzy najbardziej znane nazwiska przynajmniej dla mnie. Słyszałem, że można tu spotkać przechadzającego się Jackie Chan, ale tym razem go nie było, trochę za późno jest i za chłodno. Zostawił tylko swoje odciski dłoni...