Będąc w okolicach bazaru w Kutaisi, przechodzimy przez Czerwony most. Most nie jest już czerwony, raczej mocno zardzewiały. Zbudowany w 1862 roku a metalowe części potrzebne do jego konstrukcji sprowadzono z Paryża. Co ciekawe był to pierwszy stalowy most na Kaukazie. Za mostem jest kilka miejsc dla marszrutek skąd odchodzą do Ckaltubo. Nie pamiętam jaki numer i jaka cena ale tak to jest jak się pisze bloga po 15 miesiącach od wycieczki! Zresztą spytajcie się kogoś, ale aby nie taksiarza bo będzie twierdził, ze takiej marszrutki nie ma i sam będzie oferował transport. Spora szansa na to, że kierowca z marszrutki sam was zawoła, gdy was zobaczy. W Ckaltubo na dworcu połączonym oczywiście z bazarem zmieniamy marszrutkę na kolejną jadącą już do miejsca docelowego czyli jaskini Prometeusza. W centrum odwiedzin kupujemy bilety, i czekamy na swoją kolej i przewodnika w międzyczasie oglądamy muzealne zbiory. Jaskinię odkryto w lipcu 1983 roku przez uczestników wyprawy speleologicznej. Dla turystów otwarta jest ścieżka o długości 1060 metrów. Bilet kosztuje 7GEL(+-11PLN). Ja tam lubię naturalną naturę ;), a tu mamy betonowy chodnik miejscami z metalowymi poręczami i te kolorowe lampki doświetlające 16 komnat. Można obejrzeć imponujące stalaktyty, stalagmity, skamieniałe kurtyny wodne i wodospady, perły jaskiniowe, podziemne rzeki i jeziora. Tragedii nie ma ale moim zdaniem człowiek za dużo tu ingeruje. Z jaskini wychodzi się w innym miejscu, ale kierowca już na nas czekał. Na dworcu bierzemy po chaczapuri bo po wizycie w czeluściach piekielnych, piekielnie zgłodnieliśmy. Marszrutki do Kutaisi są co chwila, pasażerowie w jednej z nich nas zaczęli zaczepiać i pytać się skąd jesteśmy i czy nam się podoba w Gruzji. Skończyło się tym, że wysiadając kierowca częstował nas czaczą z plastikowej butelki, swojak mocna rzecz!