Podjechaliśmy na dworzec kolejowy, zapakowaliśmy pierwszą szklanę Kozienic (Hodaka) do marszrutki jadącej na granicę a sami łapiemy pociąg do Ivano-Frankiwska. Cena to tylko 93,50UAH(14PLN). Był to wagony z kuszetkami, trochę dziwne bo przecież ciapąg daleko nie jechał tylko do Czerniowców. Byłem w kabinie ja i młody chłopak, potem doszło jeszcze dwoje ludzi, którzy zaraz zaczęli ścielić sobie łóżka i kłaść się. Mi spać się nie chciało a tym bardziej wdrapywać na górna pryczę. I tak przestałem 3 godziny drogi w korytarzu w oknie, podziwiając sielski zachodnio ukraiński krajobraz, łąki, pola ciągnące się po horyzont, czy hektary żółtych słoneczników. Tak to są wakacje!
Koleje ukraińskie:
http://www.uz.gov.ua/en/
Na dworcu bierzemy taxi, do naszego hostelu. Taksiarz zdarł z nas 70UAH(10PLN), choć za dwa dni będziemy już wiedzieć, że za ten kurs nie więcej niż 30-40UAH(5-6PLN) wziąć nie powinien. Mało tego zawiózł nas nie to tego hostelu! I nagle znajdujesz się pośrodku szarego brzydkiego blokowiska pokrytego azbestem i co robisz? No nic nie robisz, bierzesz cały majdan i idziesz do właściwego, na szczęście był całkiem nie daleko. Hostel on Flotska, czekał na nas pan Stanisław sympatyczny staruszek, który nawet trochę po Polsku mówił, musiał mieć jakiś sentyment bo wspominał czasy kiedy w Ivano-Frankiwsku mieszkało dużo Polaków, zresztą w pokojach i na korytarzu było mnóstwo przedwojennych zdjęć. Za 4 noce w pokoju z łazienką, TV i internetem zapłaciliśmy 1000UAH(150PLN)! na dwóch. Co dziwne przez cały pobyt byliśmy w hostelu całkowicie sami, co skutkowało, że nawet zaczęliśmy wieczorami kwiatki podlewać bo zrobiło nam się ich żal. Położenie hostelu było dość dziwne co mi Alan wypomniał pierwszego dnia, do rynku szliśmy 15 minut piechotą co wcale nie jest złym wynikiem. Za to kolejnego dnia odkryliśmy, że na plaże nad rzekę idzie się 2 minuty i wtedy kolega zwrócił mi honor. Pobyt tu to przeplatające się wizyty nad rzeką, w barach, restauracjach, istny hedonizm w czystej postaci. No w końcu temperatury osiągają 36 kresek w cieniu, a jak wakacje to wakacje. Miasto jest tańsze niż Lwów, zresztą nie ma się co dziwić tylko raz widziałem parę rodaków, poza nimi sami lokalsi, a szkoda bo miasto jest bardzo ciekawe. Alan też ma sentyment to tego goroda w końcu przecież urodził się tu, to jego miasto rodzinne, choć wyprowadził się do Polski w wieku 9 miesięcy.