Na granicy oczywiście kontrola to nie schengen! Po stronie ormiańskiej dajesz paszport, wbijają pieczątkę i do widzenia. Gruzińska placówka straży granicznej zgoła odmienna niczym nie ustępuję unijnemu przejściu, kontrola bagaży, paszportów, kamery, komputery, skanery, pełen profesjonalizm. Czasowo dłużej niż u sąsiadów aczkolwiek nie trwało to więcej niż 20 minut. Później pędzimy już w stronę Tbilisi to tylko 68km. Na głównym Dworcu Autobusowym wymienimy pieniążki także armeńskie dramy która nam zostały (jakieś drobne). Złapaliśmy też taxi a tak naprawdę ona złapała nas, taxiarze są okropni i nachalni. Pojechaliśmy z nim bo byliśmy zmęczeni i nie chcieliśmy przebywać dłużej już na tym dworcu. Wziął za kurs chyba 15GEL(+-25PLN), generalnie na nas dwóch grosze, ale za kurs 7km zdecydowanie za dużo.
Guest House Beautiful Tbilisi
ul.Tsinamdzgvrishvili 62
tamaz.kereselidze@gmail.com
200GEL(340PLN)/4 noce/2os.
Wzięliśmy prysznic, zjedliśmy to co mieliśmy w plecakach, gospodarz poczęstował nas winem, zapłaciliśmy mu za noclegi, pobawiliśmy się z jego piesełem i ruszyliśmy pospacerować po mieście, miło jest wrócić do Tbilisi!
Następnego dnia wziąłem na siebie rolę przewodnika (zresztą jak zawsze) w końcu od ponad roku nic się diametralnie nie zmieniło w topografii terenu a do miejsc w których już byłem mam niesamowitą pamięć. Pogodę mieliśmy dobrą, dwa razy padało raz wchodząc na Narikalę a drugi raz trochę dłużej szwendając się po klimatycznej dzielnicy Dzveli Tbilisi czyli stare Tbilisi, chowając się w jednej z licznych bram. U podnóża twierdzy w jednej z piekarni mają genialne pieczywo, zwykły chleb puri, a świeży i smaczny tak że zjedliśmy bez dodatków. Wziąłem też na swoje barki znajomość kuchni gruzińskiej, gruzińskich win i piw. Tego samego dnia odwiedziliśmy też na dworcu Didube mojego przyjaciela Gije, który jest kierowcą i przyjechał właśnie z Kazbegi, wymieniliśmy się prezentami (%), szkoda, że nie było Hodaka trochę by nam pomógł. Z Gią długo nie rozmawiałem, gdyż problemem były nasze bariery językowe, mój żałosny rosyjski a jego angielski. W każdym bądź razie bardzo było mi miło go spotkać po ponad roku.
Przejazdy metrem i kolejkę na Narikalę mieliśmy za free, a to dzięki naszym znajomym Brytyjczykom z naszego hostelu w Erywaniu, którzy w Garni podarowali nam plastikową kartę na metro ze środkami na niej. Nie wiem ile na niej zostało ale trochę jej używaliśmy i za każdym razem było git!