Już wczoraj umówiliśmy się z chłopakami, że jutro też weźmiemy taxi i pojedziemy we czwórkę zwiedzać, będzie taniej. I tak stanęło na tym, że ruszamy do Klasztoru Noravank a po drodze odwiedzimy Khor Virap. Pierwszy taksiarz chciał zdecydowanie za dużo, gdy odeszliśmy szukać następnego podjechał do nas jeden z ulicy. Ustaliliśmy cenę podobną do wczorajszej 100AMD(+-0,84PLN) za kilometr. Podjechaliśmy jeszcze z Dawidem na jedno duże osiedle w Erywaniu, bo miał narzędzia w bagażniku dla kolegi. Potem już ruszyliśmy na południe w stronę Khor Virap jakieś 30km.
Malownicze położony, tak bardzo, że doznałem Déjà vu. W końcu widnieje na większości widokówkach, plakatach i okładkach przewodników. Klasztor znajduje się ma małym wzgórzu do którego prowadzą betonowe schody. Stoi niecałe 100 metrów od granicy Tureckiej. A zaraz za nią ogromna góra Ararat, która znowu nie chciała nam się okazać! Wokół klasztoru głównie pola, sady morelowe, zasieki, wieże strażnicze i ormiańsko-rosyjskie saldaty. 7 metrów pod kaplicą św. Grzegorza znajduje się pomieszczenie gdzie Tiridates III więził tego świętego. Trochę klaustrofobiczna i ciemna i schodzi się metalową drabinką. Generalnie miejsce dużego wrażenia na mnie nie zrobiło.
Udajemy się dalej na południe wzdłuż granicy z Turcją. Po lewej stronie dostrzec można w oddali wielki moloch, cementownie. Po prawej stronie zaraz przy drodze są stawy hodowlane z pstrągami. I pomyśleć, że 8km od drogi jest już Iran. Tu drogą skręca w lewo gdyż dalej 1000 metrów na południe jest już Nachiczewan należący do Azerbejdżanu. Wzdłuż drogi usypano nasyp, jak się dowiedziałem później będąc już w Polsce, po to by chronić przejeżdżające auta, do których strzelają czasami Azerowie. Dalej droga pnie się już w górę serpentynami i przełęczami.