Jedzie sobie łada przez wioski i pola. Za wsią Byurakan wspina się coraz wyżej i wyżej, aż ledwo zipi, na górskich stromych serpentynach masywu wulkanu Aragac. Droga prowadzi do obserwatorium astrofizycznego na jeziorem Kari. Stąd wyruszają w lato wycieczki na szczyt. My skręcamy parę kilometrów przed obserwatorium w lewo. Na wysokości około 2300mnpm, znajduje się twierdza Amberd zbudowana między XI i XIII wiekiem. W pewnej chwili to nawet poczułem szum w uszach, co by było w Himalajach (choroba wysokościowa?) boję się myśleć. Szybko zapomniałem o tym, bo krajobraz zapiera dech w piersiach. Twierdza i kościół Wahramaszen tak bardzo malowniczo położony wiadomo ze względów bezpieczeństwa, miał być trudny do zdobycia przez wrogów. Dziś dla turystów nie stanowi kłopotu. Trochę nam się zeszło, o sobie dała znać pogoda w górach, nagle zmieniła się o 180 stopni i zaczęło padać.
Wracaliśmy już bezpośrednio do Erywania. Przed stolicą korzystaliśmy już kilkunastu kilometrów nowo wybudowanej betonowej autostrady. Zresztą całkiem porządna, nie wiem czemu u nas takich nie robią. Strasznie orientalnie wyglądały dla nas dwie sunące po autostradzie irańskie cysterny paliwowe. W Erywaniu rozstaliśmy się z naszym kierowcą, wyszło 103km, daliśmy mu górką 12000AMD(+-100PLN) do podziału na nas czterech.
PS.Za 3 dni Piotrek z Krzyśkiem zdobędą szczyt Aragacu!