Na górnym pokładzie autobusu wieje jak cholera, ale zakładam szalik, czapkę i siedzę nie wzruszony. Pierwszy przystanek do taka mała manufaktura produkująca różne lokalne specjały. Różne produkty spożywcze, dżemy, słodycze, wina, oliwki, sery, bakalie, cepelia itp. w bardzo nie przystępnych cenach. Generalnie pewnie lokal należny do właściciela firmy przewozowej albo jakaś inna forma współpracy jakiegoś przedsiębiorcy z przewoźnikiem.
http://savina.com.mt/
Drugi przystanek znacznie bardziej mnie interesujący to stanowisko archeologiczne megalityczna świątynia Ġgantija. Muzeum i jego zbiory nie za wielkie ale za to bardzo ciekawe. Eksponaty z przed kilku tysięcy lat robią wrażenie. Sam kompleks świątynny również nie duży do tego sponiewierany przez czas. Ewidentnie widać w tych kamykach robotę ludzkich rąk.
http://heritagemalta.org/museums-sites/ggantija-temples/
Trochę się zagalopowaliśmy i nie zdążyliśmy na autobus. Nic straconego w pobliżu w cenie biletu można wejść do wiatraku Ta’ Kola. Byliśmy jedynymi osobami tam od dłuższego czasu. Zresztą po pracownikach było widać, że "o wreszcie ktoś przyszedł!" Taki młyn-wiatrak, dom i warsztat kowala w jednym. Moim zdaniem warte poświęconego czasu.
http://heritagemalta.org/museums-sites/ta-kola-windmill/
Mieliśmy parę minut zaszliśmy więc do lokalnego warzywniaka po lokalną bagietkę, pomidory i klementynki. Właściciel był bardzo miły a mama musiała sobie trochę pogadać. Zaszliśmy jeszcze na plac przy którym stał Kościół parafialny i znudzony policjant na skuterze oraz do przyjemnego skweru z okazałymi palmami, gdzie można było zjeść zakupione wcześniej klementynki. Potem złapaliśmy autobus i pojechaliśmy do jaskiń Calypso, niestety ze względów bezpieczeństwa zostały zamknięte. Ale kierowca dał nam parę minut by pójść na taras widokowy z genialnym widokiem na morze i plażę ir-Ramle, zresztą sami popatrzcie!